Im bliżej rozprawy w Trybunale tym jaśniej.

1906.2012

 Kto ma płacić za błędy administracji publicznej?

W tekście pojawia się wielokrotnie już podejmowany temat związany z wywłaszczeniem i ubieganiem się osób trzecich o odszkodowanie należne z tego tytułu. Ten, budzący tak silne emocje, wątek wiąże się bezpośrednio z art. 24, który został wprowadzony do ustawy o ROD jako jedyna możliwość uwolnienia działkowców i PZD od ponoszenia skutków błędów w gospodarce nieruchomościami prowadzonej niegdyś przez organy administracji publicznej. Z artykułu wynika, że „zasadne roszczenia osoby trzeciej do nieruchomości zajętej przez rodzinny ogród działkowy podlegają zaspokojeniu wyłącznie poprzez wypłatę odszkodowania lub zapewnienie nieruchomości zamiennej”.  Sytuacje, które miały miejsce wcześniej,  kiedy za błędy administracji państwowej obciążano działkowców i cały Związek, budziły wiele wątpliwości co do zgodności z podstawowymi standardami sprawiedliwości.  Działkowcy zmuszani byli wówczas do opuszczania nieruchomości, nie dostając w zamian żadnego odszkodowania. Ponadto wszelkie naniesienia i nasadzenia zlokalizowane na działce stawały się automatycznie własnością osoby, na rzecz której dokonywano zwrotu nieruchomości. Takie postępowanie, budzące wątpliwość co do zgodności z zasadą równej dla wszystkich ochrony prawa własności, było niesprawiedliwe i niezgodne z zasadami demokratycznego państwa. Było to niewątpliwie pogwałcenie konstytucyjnych standardów. Jakkolwiek bowiem zaspokajanie roszczeń byłych właścicieli stanowiło działanie mające na celu realizację praw związanych z ochroną własności, to jednak działania te wiązały się z bezpośrednim naruszeniem prawa własności działkowców i PZD. Z tego też względu ustawodawca zdecydował się na wprowadzenie rozwiązania, które pogodziło prawa byłych właścicieli z koniecznością zapewnienia ochrony własności PZD i działkowców, przy czym prymat dał ochronie własności. Ochrona ROD przed skutkami roszczeń stanowi formę ochrony własności, tj. własności PZD i działkowców do naniesień i nasadzeń znajdujących się na nieruchomości. Ponadto przepis ten służy obronie praw nabytych w dobrej wierze. Z kolei podnoszenie argumentu dotyczącego uprawnień byłych właścicieli jest o tyle chybione, iż ich roszczenia majątkowe są zabezpieczone poprzez gwarancję odszkodowania lub nieruchomości zastępczej.

Art. 24 uporządkował chaos prawny, przenosząc odpowiedzialność za konsekwencje decyzji o przekazaniu pod ogród terenu obciążonego wadą prawną, na właściwych następców prawnych, czyli Skarbu Państwa (rzadziej gmin). W ten sposób zjawisko obciążania działkowców skutkami błędów urzędniczych zostało zahamowane. To Państwo lub gmina są obecnie odpowiedzialne za zaspokojenie roszczenia i nie mogą przerzucić jego skutków na działkowców. Nowa regulacja uporządkowała wiele kwestii, ale jednak nie wszystkie. W dalszym ciągu obowiązuje prawo przekazywania ogrodów ich prawnym właścicielom wraz z działkowcami. Taka sytuacja budzi lęk i niepewność co do przyszłości  wielu użytkowników działek. W tej nierównej walce o swoje prawa są osamotnieni. Najczęściej nie mogą liczyć na pomoc państwa, które zresztą doprowadziło do takiego stanu rzeczy. Jedynym ich sprzymierzeńcem pozostaje Związek.

Likwidacja rodzinnego ogrodu działkowego

Zarzuty dotyczące braku możliwości likwidacji ogrodów działkowych, są całkowicie niezrozumiałe. Zadaniem ustawy o rodzinnych ogrodach działkowych nie jest blokowanie realizacji celów publicznych wykonywanych przez miasta czy Skarb Państwa. Ustawa ta – z uwagi na fakt, że ogrody działkowe są urządzeniami użyteczności publicznej, które mają służyć społeczności lokalnej - wprowadza po prostu pewne ograniczenia i uwarunkowania, które muszą być spełnione, jeżeli ma nastąpić likwidacja ogrodu działkowego. Związek nigdy nie sprzeciwia się likwidacji ogrodu, gdy jest to uzasadnione ważnymi inwestycjami, które przyczynią się do lepszego życia mieszkańców, a więc także i działkowców. Jednakże nie można poświęcać ogrodów działkowych na cele komercyjne. Przecież ogrody działkowe służą nie tylko samym użytkownikom działek, ale są także niekiedy jedynymi zielonymi skrawkami miast. Jeśli pozwolimy na likwidacje ogrodów działkowych, bez żadnych uwarunkowań, to w pewnym momencie może się okazać, że żyjemy w blokowiskach bez jakiegokolwiek kontaktu z naturą.  Dlatego też tak ważne są zapisy ustawy o ROD dotyczące likwidacji ogrodów działkowych. Zasadnicze zasady obowiązujące przy likwidacji rodzinnych ogrodów działkowych to:

  • wypłata odszkodowań za mienie będące własnością działkowców;
  • wypłata odszkodowania dla Związku za składniki majątkowe stanowiące jego własność;
  • przydział nieruchomości zamiennej;
  • odtworzenie ogrodu na terenie zamiennym.

Powyższe zapisy w żaden sposób nie ograniczają inwestycji prowadzonych w miastach, ale chronią zwykłych obywateli, którzy często włożyli wiele lat pracy i wysiłku w swój skrawek ziemi. Dlatego też nie można im po prostu tych terenów odbierać, bez żadnych odszkodowań czy bez zapewnienia terenu zamiennego. Poza tym nie należy zapominać, że zapewnienie dostępu do działek rodzinnych, to swoiste świadczenie socjalne dla najuboższych. Fakt, że działkowców nie stać na zagraniczne wakacje nie oznacza, że mają być gorzej traktowani. Wreszcie warto wiedzieć, że na likwidację ROD na cele publiczne nie jest potrzebna zgoda Związku. Jest potrzebna taka zgoda na cele komercyjne, bowiem konstytucja RP stanowi, że wywłaszczenie jest dopuszczalne tylko na cele publiczne i za słusznym odszkodowaniem. Konstytucja chroni własność, a na działkach i w ogrodzie jest własność działkowców i PZD. Dlatego potrzebna jest zgoda na likwidację na cele komercyjne. Odszkodowanie za pozostawiony majątek, niezależnie czy na cel publiczny, czy komercyjny, należy się każdemu właścicielowi. Dlaczego zatem nie miałby dostać odszkodowania działkowiec i Związek? Czy to są podmioty innej, gorszej kategorii?

Im bliżej rozprawy w Trybunale tym jaśniej

Wiele osób zastanawia się, o co chodzi z tymi ogródkami działkowymi? Komu to przeszkadza? Rzeczywiście takie pytania cisną się na usta, gdy na zimno prześledzimy nagonkę na rodzinne ogrody działkowe, Polski Związek Działkowców i wreszcie na podstawę ich funkcjonowania - ustawę o rodzinnych ogrodach działkowych. Ta nagonka miała różne odcienie i barwy, ale angażowane w nią były coraz szacowniejsze instytucje Rzeczypospolitej. Próbowano różnych sposobów, aż wreszcie padł najgroźniejszy zarzut – ustawa o rodzinnych ogrodach działkowych jest niezgodna z konstytucją RP. Właśnie 28 czerwca br. Trybunał ma orzec w tej sprawie.

Im bliżej rozprawy tym chętniej zajmują się tą sprawą media. Najobszerniej, bo artykułem, na prawie całą stronę wypowiedział się Dziennik Gazeta Prawna (14 czerwca 2012 r.). Jest w tym artykule wiele niedorzeczności i pobożnych życzeń, są też żenujące wypowiedzi „autorytetu” cywilisty, który nie wie nic o zmianach ustawy o rodzinnych ogrodach działkowych sprzed kilku lat i polemizuje z nieistniejącym przepisem.

Jest jednak w tym artykule jedna rzecz, która w zupełnie nowym świetle stawia cały problem rzekomej niekonstytucyjności ustawy o ROD. Duża część artykułu to biadolenie mec. Grzestuły wiceprezesa stowarzyszenia Dekretowiec, który ustawę o rodzinnych ogrodach działkowych uznaje za główną przeszkodę w odzyskaniu nieruchomości przejętych przez państwo na mocy dekretu Bieruta.

Z tego artykułu wyłania się taki obraz – gdyby nie ustawa o rodzinnych ogrodach działkowych, to byli właściciele, a w większości spadkobiercy i osoby trzecie, które odkupiły roszczenia, mogliby odzyskać utracone nieruchomości, albo gmina mogłaby oddać im grunt po ogrodzie jako teren zamienny, bądź też sprzedałaby grunt ogrodu i wypłaciłaby rekompensatę. Wiceprezes stowarzyszenia biadoli, że nawet gdyby udało się grunt ogrodu odzyskać, trzeba jeszcze odbudować ogród i zrekompensować straty działkowcom za ich majątek na działkach. Tak oto Państwo Polskie ma naprawiać krzywdy wyrządzone dekretem Bieruta kosztem skrawków ziemi będących w użytkowaniu niezamożnych polskich rodzin. Teraz już wiemy, że to zapewne miał na myśli cytowany w artykule dr Banaszczyk, twierdząc, że Państwo stworzyło podmiot, nad którym nie ma kontroli nawet „w sytuacjach zagrożeń dla racji stanu tego państwa”. Tak oto ogródki działkowe awansowały do problemu numer 1 w państwie zagrażając jego racji stanu.

Strach mnie obleciał, gdy przeczytałem to zdanie, ale później wszystko się wyjaśniło. Dekret Bieruta dotyczył gruntów warszawskich. Nie licząc się z dobrem wielu rodzin w powojennej Polsce jednym aktem prawnym upaństwowiono całe miasto. Po blisko 70-ciu latach, z punktu widzenia moralnego, chce się zrobić dokładnie to samo. Tym razem znów nie licząc się z dobrem miliona rodzin polskich w całym kraju, chce się ich kosztem naprawić krzywdy z jednego miasta w Polsce. Czy działkowcy komukolwiek zabrali grunt i samowolnie urządzili na nim ogród działkowy? Nie! Grunty zabrało Państwo na mocy aktu prawnego. Dopiero potem wprowadzono na nie na podstawie decyzji działkowców organizując na znikomej wręcz powierzchni terenów dekretowych ówczesne pracownicze ogrody działkowe. Teraz, zdaniem mec. Grzesiuła, należałoby pozbawić działkowców wszelkich praw, także własności prywatnej znajdującej się na działkach, aby zaspokoić roszczenia dekretowców. A więc zastosować w stosunku do działkowców dokładnie to samo, czego doświadczyli wywłaszczeni dekretem Bieruta. To się nazywa mentalność Kalego – Kalemu ukraść to źle, Kali ukraść to dobrze.

Czy to można uznać za szalone pomysły? Logicznie rzecz biorąc można by stwierdzić, że tak. Ale....

Coraz bardziej jasny staje się cel całej operacji dotyczącej „zagrażających racji stanu” działkowców. Przecież ile można by rozwiązać problemów, gdyby zupełnie dowolnie dysponowano gruntami ROD. Temu sprzedać, temu wydzierżawić, z tym wejść do spółki, poratować budżet, zaspokoić roszczenia, a jeszcze zaspokoić po najniższych kosztach apetyty deweloperów. Tylko czy o to chodziło twórcom samorządu terytorialnego?

Dziennik Gazeta Prawna, już z racji samego tytułu gazety, nie powinien prawa traktować instrumentalnie. Nie po to jest ono stworzone. Gdy się konstruuje artykuł o sprawie, która może dotknąć milion polskich rodzin, warto pamiętać nie tylko o „zysku”, warto pamiętać o art. 5 Kodeksu cywilnego i należało właśnie w oparciu o treść tego artykułu przynajmniej skomentować zapędy cytowanych rozmówców.

Monopol i nadzór

Tendencyjnie kolejny już raz powraca temat nadzoru nad Polskim Związkiem Działkowców. Autor artykułu nie podjął trudu związanego z dokładnym zapoznaniem się z ustawą i ogólnodostępnymi analizami prawnymi tego aspektu. Jednakże nie przeszkodziło mu to w wydawaniu osądów i powielania nieprawdziwych informacji zasłyszanych od innych, równie nieprzygotowanych dziennikarzy. Polski Związek Działkowców jest demokratyczną, samodzielną, niezależną i samorządną organizacją społeczną. Związek jest partnerem dla władz publicznych i prowadzi działalność, która przyczynia się do realizacji celów ogólnospołecznych zwłaszcza w takich dziedzinach, jak: oświata, rekreacja, ochrona przyrody i środowiska oraz poprawa warunków bytowych społeczności miejskich. Związek wykonując zadania publiczne wyręcza w tych dziedzinach organy administracyjne. Nasza organizacja nigdy nie uchylała się przed nadzorem władz publicznych. To właśnie Związek był inicjatorem wprowadzenia do ustawy artykułu, który przekazywał uprawnienia nadzorcze Ministrowi Środowiska, jednak z niewiadomych przyczyn i bez konsultacji z PZD został on uchylony z dniem 15 listopada 2008 roku. Jego niezrozumiałe uchylenie wykorzystywane jest przeciwko Związkowi i ustawie o ROD jako zarzut o rzekomym oderwaniu PZD spod nadzoru publicznego. Tymczasem w kwestii nadzoru nad działalnością PZD stosuje się przepisy ustawy – Prawo o stowarzyszeniach. Na mocy tej ustawy, organem sprawującym nadzór nad PZD, jako ogólnopolską organizacją społeczną, jest starosta właściwy ze względu na siedzibę Związku, a zatem Prezydent m. st. Warszawy (art. 8 ust. 5 pkt 2 ustawy Prawo o stowarzyszeniach). Jednocześnie powołana ustawa przewiduje odrębny nadzór nad terenowymi jednostkami organizacji. W przypadku PZD takimi jednostkami – z mocy ar. 28 ust.I pkt.2 ustawy o ROD – są funkcjonujące w Związku okręgi. Wobec tego należy uznać, że organami nadzorującymi jednostki terenowe PZD (okręgi) są starostowie właściwi ze względu na siedziby tych jednostek. Przepisy ściśle określają, jakie środki mogą być stosowane wobec nadzorowanej organizacji. Należy w tym kontekście także przypomnieć, że w ramach PZD funkcjonują sprawnie działające organy kontroli wewnętrznej, które samodzielnie ograniczają przypadki naruszania prawa do minimum. Nie ma zatem żadnych podstaw, by z prawnego punktu widzenia wysuwać wnioski, że obowiązujące przepisy nie przewidują nadzoru nad PZD.

Polski Związek Działkowców nie jest też monopolistą, co zasugerowano czytelnikom w artykule. To zarzut bezpodstawny, ponieważ ustawa o ROD nie wyklucza tworzenia ogrodów działkowych przez inne podmioty niż PZD, co autor wie, a jednak z uporem powiela stwierdzenia o monopolu.

„Zastrzeżenia budzi przede wszystkim monopol na dysponowanie terenami ogrodów działkowych, jaki na mocy ustawy został nadany PZD” – czytamy w artykule. Żyjemy w państwie demokratycznym, gdzie obowiązują równe prawa dla wszystkich. Nie ma żadnych przeszkód, by dowolne stowarzyszenie realizowało swoje konstytucyjne prawo i założyło oraz dysponowało ogrodem działkowym. Przepis art. 10 ust. 1 ustawy o ROD, na który zapewne powołuje się autor artykułu, nie nakłada bezwarunkowego obowiązku przekazywania PZD terenów pod ogrody. Obowiązek ten dotyczy bowiem wyłącznie sytuacji, gdy wcześniej dobrowolnie przeznaczono teren w planach zagospodarowania przestrzennego pod rodzinne ogrody działkowe. Powyższy przepis ma charakter fakultatywny i jest stosowany sporadycznie. Na jakiej więc podstawie mówi się o „monopolu Związku” na tereny ogrodów działkowych?

Obowiązująca ustawa o gospodarce nieruchomościami pozwala gminom przekazywać grunty na preferencyjnych zasadach różnym organizacjom zrzeszającym działkowców z przeznaczeniem pod ogrody działkowe (art. 68 ust. 1 pkt.3). Nie ma więc żadnych przeszkód, by korzystać z przytoczonego przepisu. Jednak o wiele łatwiej jest zawłaszczać dorobek działkowców i Związku wypracowany przez kilkadziesiąt lat i sięgać po cudze ogrody niż od podstaw zakładać swoje. Oto prawdziwe sedno problemu. Czy zatem konstytucyjne według autora byłoby zabieranie ogrodu jednym ludziom, by dać je innym? Takie postępowanie byłoby łamaniem konstytucyjnego prawa do ochrony praw majątkowych i słusznie nabytych. Ustawa o ROD nie pozwoliła na rozbicie jedności działkowców budowanej od wielu lat. Taki podział na dowolne ogniwa prowadziłby do zniszczenia istniejącego dorobku ogrodnictwa działkowego w Polsce i likwidację wielu ogrodów i działek. PZD od lat stoi na straży ogrodów i praw działkowców. Jest to „solą w oku” dla przeciwników ogrodów i działkowców.

Zaskarżenie tego przepisu do Trybunału Konstytucyjnego przez I Prezesa Sądu Najwyższego de facto zmierza do definitywnego i całkowitego zlikwidowania możliwości przekazywania gruntów publicznych pod nowe ogrody działkowe na preferencyjnych zasadach. Nie chodzi tu wcale „monopol” PZD, ale o trwałe zablokowanie rozwoju ogrodnictwa działkowego w Polsce.

(Agata Grabowska, Agnieszka Hrynkiewicz, Agnieszka Rudawska, Marek Pytka)

Źródło: strona internetowa KR PZD